![]() NR 5 1 maja
1999
|
W NUMERZE: |
|
Aktualności Recenzje |
![]() Facet na fotce może nawet i sympatyczny, ale przecież okładka wędkarskiego pisma nie służyć ma do pokazywania milutkich facetów, tylko do zachęcania czytelnika. I zachęca Każdy normalny człowiek natychmiast po zerknięciu na dzieło autorstwa Redaktora Naczelnego wywali do najbliższego śmietnika wszystkie filmy Kodaka, jakie tylko ma w domu. Skoro wychodzi na nich takie ziarno Tak, tak, wiem. Kodakowi nic do tego, to grafik nadaje się do wymiany. Ale rozum normalnego człowieka wcale nie musi o tym wiedzieć. Chlupanie wielkim jabłkiemOgrodnicze myśli Jacka Kolendowicza są wielkie. Dowiadujemy się oto, że polskie wędkarstwo - owoc młody, ale już w pełni dojrzały, ma niestety skórę grubą i trudną do strawienia. I że skóra owa może pęknąć, co nie będzie korzystne ani dla miąższu (a posłodział on ostatnio i usoczyścił się jakby), ani dla pestek A gdyby skóra mimo to przetrwała - jabłoń i tak zgnije. Podlana prawem wodnym. Choć - może nie będzie tak źle. Może wyda owoce - bardziej soczyste i z mniejszą ilością pestek. Oby tylko nikt naszego drzewka nie zaszczepił wtedy rajską jabłonką, bo ta cierpka jest i do żarcia się nie nadajeI tak dalej, i tak dalej. Lepiej przewrócić kartkę i zagłębić się w smakowitą miniaturkę Zbigniewa Zalewskiego. Deklaruje nam autor, że maj zawsze zaczyna na jeziorach. Nie na Mazurach, rzecz jasna - tam jeszcze wszystko śpi - ale niedaleko Pałacu Kultury. Wsiada autor na łódkę, wbija się w trzciny. Robi to nadzwyczaj zgrabnie. "Od razu smugi uciekającej drobnicy. Duże pewnie też nawiały" - że pozwolę sobie zacytować. Na szczęście żywe nie ucieka daleko Reszta - dla koneserów - w numerze. Kto odporny, niech czyta. Konia z rzędem temu, kto zgadnie, w którym momencie tekstu pojawi się jego bohater - szczupak. Jak dopaść szczupca?Numer majowy, wiec od szczupaków niełatwo będzie uciec. Oto na następnej stronie Krzysztof Mikunda deklaruje się jako mocny mężczyzna. Nie dla niego lighty i delikatne żyłki. To zabawki tych, którzy nigdy nie dorwali dużej ryby. Liczy się trzydziecha. I kilka cytacików ku pokrzepieniu serc: "Używam mojego ulubionego Fenwicka, niestety tylko 240 cm. Do spinningowania z brzegu zdecydowanie lepiej nadają się dłuższe wędziska, ale ja lubię krótkie i już." To w końcu lubi, czy nie? Na marginesie, zawsze byłam przeświadczona, że spinning w okolicach 2,5 m to średniakDo wędki trzeba coś doczepić, żeby dostać dużego szczupaka. Oddajmy głos autorowi: Nie będą oryginalny, gdy powiem, że przynęty dobieram do warunków panujących na łowisku, lecz idealnym wydają się być tu woblery pływające. Moje preferencje niezmiennie dotyczą salmiaków. ( ) Nie zawsze tak było. Używałem z upodobaniem błystek wahadłowych ( ). Jednak w trakcie którejś wyprawy, dla mnie niestety bezowocnej, spotkałem "konkurenta pokarmowego" z pięknym kompletem( ). Okazało się, że wszystkie zdjął na salmową płotkę i małego szczupka. Jako człowiek myślący natychmiast zweryfikowałem swój pogląd dotyczący przynęt No, to teraz wszystko jasne. Połomotać w trzcinach. Kij od szczotki (długi, ale krótki) i naciąg tenisowy. Każda przynęta, byle wobler salmo płoć. I drapieżnik nasz! Lećmy dalej. "Szczupaki Ferdinanda", przedostatni odcinek szczupakowiska. Gdyby ktoś z was wybierał się kiedyś w życiu do Irlandii, na jezioro zaporowe Derg, a na dokładkę zamierzał brać tam udział w Europejskich Zawodach Szczupakowych - to jest tekst właśnie dla was! Inni mogą spokojnie zająć się ostatnim szczupakiem, autorstwa Tomasza Krzyszczyka. Co prawda, wywróci on nam do góry nogami ustalony już światopogląd: zaleca różne przynęty, kij 2,70, żyłkę 0,22 - 0,26 - ale bardzo miło się czyta. Za dowód niech posłuży fakt, że nie udało mi się znaleźć złośliwego cytacika Nie samym esoxem człowiek żyjeNie każdy pierwszego maja dostaje szczupakowego amoku. Marek Szymański twierdzi wręcz w "Krainie z kamienia i stali", że nie warto marnować cennego czasu i uganiać się za zębatkiem, skoro można iść na bolenie. A że - jego zdaniem - liczba brań boleni jest odwrotnie proporcjonalna do ilości wędkarzy nad wodą - może i warto z propozycji skorzystać. Zwłaszcza, że autor znalazł takie miejsce na rzece, gdzie rapy będą na pewno (czyli - gdzie nie będzie wędkarzy). Trzeba otóż udać się.. na budowę. Wodną, rzecz jasna: może to być skład tłucznia i faszyny, może powstający właśnie most, sypana akurat teraz ostroga. Towarzyszące budowie hałasy i łomoty należy zignorować. Bolenie tam są - bo przecież nie ma nas! - i też nie przejmują się nimi specjalnie.Nieodpornym na hałasy kontestatorom szczupaka redakcja proponuje kropkowańce. Mazowieckie. Tekst Bogdana Gronczewskiego to dobra zaprawa do pstrągowych łowów: i tu i tu trzeba być wytrwałym Ja złowiłem, brat złowił, ja złowiłem, brat złowił - i tak przez cztery lata i półtorej strony. Ale maniacy mimo wszystko powinni przez to przejść - artykuł zawiera bowiem informacje o tym, gdzie bracia te pstrągi łowili A gdyby się komuś ta sztuka nie udała - stronę dalej Darek Dusza podpowiada, jak dobrać się do tęczaków łatwych i przyjemnych. To proste - wystarczy zapłacić. Wiemy już - co, pora odpowiedzieć na pytanie - jak? Wirówka czy guma? A może wahadłówka? Trzeciego sposobu, panowie, absolutnie wam nie polecam. Nie dlatego, że jest nieskuteczny Nic podobnego, szczupaki (tak, tak, niestety, znowu szczupaki. Pstrągarzu, radź sobie sam!) walą w wahadłówki jak oszalałe. Tyle, że te, proponowane przez Tomasza Krzyszczyka, to potencjalne zarzewie domowego konfliktu. Mało która kobieta bowiem zaakceptuje takie właśnie zastosowanie srebrnego kompletu łyżeczek (po przodkach). Kawalerowie mogą za to zaszaleć na całego. Ponoć trzonki - tak twierdzi autor - są doskonałe na bolenie. A ryby w wodzie jeszczePozostało wybrać łowisko. Zaczniemy od majowych przelewów, które dzielnie opisał Marek Kaczówka. Chwała mu i cześć - nie tylko za to, że w tekście przez czysty zapewne przypadek pojawia się znany skądinąd wszystkim adres www.fishing.pl. Marek, jako naprawdę jeden z nielicznych, ujął się za kleniami, które właśnie teraz na przelewach odbywają tarłoNie będziemy więc deptać kleni. Niech się mnożą. Zamiast tego można wpaść na zbiornik Mietków - łowisko w sam raz dla biurokratów. Tak przynajmniej wynika z lektury tekstu Karola Napory (pobieżnej, przyznaję, ale cierpliwość ludzka ma swoje granice), będącego niemalże dokumentem sprawozdawczo - wyborczym. Dowiadujemy się zatem, iż "gdy ryby przeżyły pierwszą zimę, kontynuowano zarybienia w celu" - i tu następują punkty, cel ów obrazujące. A "by zachować, a nawet zwiększyć atrakcyjność zbiornika planuje się" - i też punkty. A pomiędzy punktami kwiatki. "W ciągu następnych 2-3 lat, do roku 91, dała się zauważyć postępująca dominacja sandacza w zbiorniku. Sandacz stał się głównym przedmiotem połowów wędkarskich, nie uwzględniających często żadnych limitów." Albo: "Celem pierwszego zarybienia, rozpoczętego już w czasie piętrzenia wód zbiornika, było stwierdzenie ich przydatności do życia ryb, w tym okresie zimowym pod pokrywą lodową." Albo Albo nie. Lepiej spuścić zasłonę miłosierdzia i udać się do tekstu o warszawskiej Wiśle. Marek Szymański Wisłę zna, pisać umie Tylko fotoreportaż trochę się nie udał. Zawsze myślałam, że rzeka składa się przede wszystkim z wody, a potem życia biologicznego - w tym ryb. Tymczasem na zdjęciach rzekę widać o tyle, o ile nie zasłania jej facet, a ryby egzystują wyłącznie na ich rękach. Wędkę mamy, kij mamy, przynęty spakowane, woda też wybrana Pora na efekty. "Rekordowa ryba". Uwielbiam tę rubrykę! Tym razem panuje w niej względna równowaga: mamy aż czterech facetów, prezentujących łupy na tle łona przyrody i tylko trzech, którym łono się nieco ucywilizowało. Bezwzględnie najpiękniejszy jest ten, który prezentuje wielgaśnego sandacza na tle glazury ewidentnie łazienkowej Gosia JurczyszynW numerze ponadto:
|