![]() NR 10 5 czerwca
1999
|
W NUMERZE: |
|
Aktualności Techniki wędkarskieDrapieżniki |
Ryby przez cały rok wierne
dużym rzekom porzucają je i w kwietniu wchodzą do rzek mniejszych. Pod prąd
dopływów - niczym łososie w wędrówce tarłowej - idą ławą leszcze, jazie,
wielkie płocie. Potem, na początku czerwca, odbywają drogę powrotną.![]() Doświadczeni wędkarze dwukrotnie porzucają wiosną większe rzeki i koncentrują się na dopływach. Po pierwsze, dlatego że w niewielkich rzekach ryb jest teraz dużo, po drugie przez to, że łatwiej je znaleźć właśnie tutaj, niż na wielkiej i często podniesionej wodzie. WZDŁUŻ BRZEGU![]() Ryby spływają do swoich letnich stanowisk zaraz po zakończeniu tarła, nie śpieszy się im jednak specjalnie. Bywa, że powrót trwa do "janówki". Najlepszą i chyba najprzyjemniejszą techniką wędkowania podczas wiosennych wędrówek jest przystawka ze spławikiem. Pojedyncze, delikatne wędzisko o długości nie przekraczającej 4 m, torba lub plecaczek ze stelażem tworzącym siedzisko, teleskopowa podpórka i składany podbierak pozwalają na przeurocze wędrówki w poszukiwaniu ryb. W ciągu coraz dłuższego dnia można spenetrować i poznać naprawdę długi odcinek rzeki, co procentować będzie podczas wypraw następnych. Pierwsze wyjazdy nad rzekę warto na takie wędrówki poświęcić. Nie wszędzie bowiem zatrzymują się na dłużej stada ryb. Bywają fragmenty, które rybie stada pokonują bez żadnych postojów. Rozłożenie stacjonarnego stanowiska w takim miejscu może być błędem, który raz na zawsze zniechęci wędkarza do łowienia w dopływach. Podczas takiej eskapady warto starannie obłowić wszelkiego rodzaju zatoczki - nawet te najmniejsze, pozornie nieciekawe. Nie piszę tutaj o głębokich dołkach na rzecznych łukach, a o płytkich lub wręcz bardzo płytkich "wrzynkach" w linię brzegową. Niejeden już raz prasa wędkarska podkreślała, że ryby podczas wezbrań bardzo chętnie "wychodzą na ląd", to znaczy starannie penetrują zalane przez rzekę tereny. Dla stadek szukających miejsca na tarło lub po nim wracających takie zatoczki, zalewiska, okresowe połączenia ze starorzeczami czy śródłąkowymi dołkami stanowią miejsca odpoczynku, obfite żerowiska, a także punkty, w których można wygrzać się w słońcu i pokonać odrętwienie po tarle. WĘDKA UNIWERSALNA![]() Jako że obławiam głównie pogranicza nurtu oraz spokojnej wody i spławik umieszczam w strefie pozanurtowej, używam z reguły bombeczek do przepływanki (z obciętym kilem) o wyporności 4-5 g. Spławiczki te znakomicie sygnalizują brania, z reguły najpierw następuje kilka "pyknięć", a potem sygnalizator sunie na wodę, z rzadka tylko zagłębiając się w toń. Zresztą czekanie na zanurzenie może okazać się błędem - choć wiosenne i dążące na tarło ryby nie są specjalnie ostrożne ani wybredne, to przecież i one wypluwają przynętę, gdy poczują zbyt silny opór. Jako obciążnika używam 5-6. gramowej ołowianej łezki z kanalikiem zabezpieczonym igielitową rurką. Zestaw jest oczywiście "przegruntowany", to znaczy odległość między spławikiem a przynętą jest większa od głębokości łowiska, Niekiedy nawet znacznie. Nie próbuję określać wielkości owego przegruntowania, jak robią to inni autorzy, wiem bowiem, że w zależności od miejsca, siły prądu i wielu innych okoliczności wielkości te mogą być bardzo różne. Cały witz polega na tym, by przynęta znajdowała się na pograniczu nurtu (jeszcze lepiej już w nurcie), zaś spławik powinien być ulokowany na spokojnej lub wręcz stojącej wodzie. Pomiędzy szczytówką a spławikiem żyłka powinna zwisać dość wyraźnie, tak aby ryba smakująca przynętę nie czuła - oprócz oporu spławika - oporu powodowanego przez szczytówkę. Żyłka o główna o przekroju 0,18 mm gwarantuje wyciągnięcie każdej ryby spośród płynących w górę rzeki. Przypon 0,16, hak nr 10-8. Najlepszą przynętą, moim zdaniem, są pęczki małych, czerwonych robaków. Zawsze kiedy rzeka wyłazi na ląd dżdżownice stają się częstym i poszukiwanym przez ryby pokarmem naturalnym. ZDARZYŁO SIĘDo penetrowania dopływów namówił mnie jeden z przyjaciół po kiju, który w każdą wiosnę obławiał po kolei wszystkie rzeczki wpadające do Narwi. Jak dziś pamiętam pierwszą z wypraw - nad Wkrę w okolice Pomiechówka. Po dość szczegółowych objaśnieniach i pomocy podczas montowania zestawu, kolega zniknął w przybrzeżnym lesie. Ja zaś nieco powyżej mostu drogowego (od strony miasteczka) znalazłem za wierzbowym krzakiem miniaturową zatoczkę ze stojącą wodą. Była płytka - na skraju nurtu głębokość wody nie przekraczała 60-70 cm.Na szybko ugniotłem z przybrzeżnego błota kilka kul zanętowych z dodatkiem całych ziaren pęczaku i wrzuciłem je kilka metrów powyżej mojej zatoczki - także na skraj nurtu, tak by część zanęty spływała wzdłuż wybranego łowiska, część zaś powinna osiadać na pograniczu spokojnej wody... ![]() Od tamtej pory każdego roku staram się bywać na dopływach Bugu, Narwi czy Wisły. Z reguły są to dobre wyprawy - czasami nawet najlepsze w sezonie. Przez lata przekonałem się, że leszcze, jazie i płocie w dopływach nie są domeną wyłącznie mazowiecką - podobne efekty miałem na przykład w Noteci, w Wieprzu i na dolnym Bobrze. Po zimowej przerwie, łowienie na przystawkę w dopływach dużych rzek ma posmak raju - życzę wszystkim wybierającym się nad wodę, by smak ten poczuli. |