|
Małe jeziora, glinianki, wyrobiska pożwirowe i starorzecza
Łowi się w nich podobnie jak w jeziorze, z tym że w małych zbiornikach inny charakter mają tak ważne dla wędkarza "kanty". Są nieporównywalnie mniejsze; czasem obrywy dna, na których tak bardzo lubią przebywać ryby mierzą zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Niekiedy nawet nie ma ich zupełnie. Sztuką jest wówczas znalezienie zachęcającego dołka lub odwrotnie - nieznacznego wypłycenia. Łowienie w płytkich zbiornikach to przede wszystkim umiejętność ściągnięcia ryby na łowisko, to zgłębianie ogromnej dziedziny wędkarskiej wiedzy - sztuki zanęcania.
Można, co prawda, próbować odnaleźć miejsca naturalnego bytowania, gromadzenia się ryb, ale wymaga to bardzo częstej zmiany stanowiska, stosowania podkarmiaczy - czyli łowienia bez gwarancji sukcesu, podczas którego i tak do wody wędruje duża ilość zanęty. Ale wielu moich przyjaciół przedkłada takie aktywne łowienie nad klasyczne zasiadki.
W płytkich jeziorkach i niegłębokich starorzeczach duże ryby przebywają bardzo często w sporej odległości od brzegu. Sprowokowanie ich do systematycznego odwiedzania strefy przybrzeżnej wymaga -niestety- co najmniej kilkudniowego zanęcania. Jeżeli wędkarz ma taką możliwość, warto się o to pokusić. Przez pierwsze trzy, cztery dni nęcimy niezbyt obficie, ale grubo - np. aromatyzowanymi, gotowanymi na miękko ziarnami kukurydzy, pszenicy, grochu, kaszami.
Stopniowo wrzucamy coraz więcej zanęty w łowisko, zmieniając jej skład - z dnia na dzień ograniczamy ilość grubych kęsów, stopniowo dając przewagę płatkom, otrębom, drobno tłuczonym kaszkom.
Dobrze, jeżeli od początku pamiętamy o budowaniu tzw. tarczy wabiącej, z dnia na dzień zmniejszając ją nieco, by na dwa, trzy dni przed łowieniem lokować zanętę w polu o średnicy ok. 2 m.
Nie należy wrzucać do wody zbyt dużych porcji - jeżeli istnieje możliwość sprawdzenia, kontrolujemy, czy zanęta jest zjadana. Jeśli takiej możliwości nie ma, nie należy posyłać do wody więcej niźli litr, najwyżej półtora ugniecionej substancji.
Łowienie w tak przygotowanym łowisku - jeśli tylko nie zakwasimy go, przesadzając z ilością - musi przynieść efekty. Rezygnujemy wówczas z drugiego wędziska, wbrew bowiem obowiązującej w Polsce opinii o większej skuteczności wielu wędek nad jedną, lepsze rezultaty w dobrze przygotowanym łowisku uzyskuje się za pomocą jednego tylko wędziska. Kilkudniowe nęcenie zapewnia częste brania - ustawienie kompletu kijów przynieść może jedynie bałagan w wodzie i nad wodą Pośpieszne zacięcia, pośpieszny hol, drgania szczytówek w tej samej sekundzie - to 100 procentowe odejście ryb. I - proszę mi wierzyć, bowiem sam niejednokrotnie zapadałem na chorobę pazerności, w szczególności po okresach długotrwałego "bezrybia" - inaczej być nie może. Ryba musi odejść!
Jeśli jednak wędkarz jest chorobliwie uzależniony od dwóch wędek, to druga koniecznie podana musi być poza pole zanętowe. Proponuję używanie ciężkiego zestawu typu "feeder" ze sprężyną zanętową, mocnym przyponem i potężną porcją przynęty na haku nr 4 - 2. Po branie na tak zestawionej wędce warto się będzie schylić.
Na małych zbiornikach, w którym występuje sandacz, a więc przede wszystkim w zagospodarowanych wędkarsko gliniankach i innych głębokich wyrobiskach, w rynnach nurtowych połączonych z rzeką starorzeczy, można też spróbować specjalnie przygotowanego "pikera" żywcowego. O nim za moment.
Możliwość długotrwałego nęcenia mają tylko niektórzy wędkarze, choćby szczęśliwi posiadacze działek letniskowych nad wodą. Dla pozostałych taka możność, to wyłącznie domena tygodni urlopowych - chyba, że na stałe mieszkają w pobliżu wody.
Ale lwia większość z nas ogranicza się do pospiesznych weekendowych wypraw. Siłą rzeczy więc skazana jest na tłok nad wodą Wówczas najbardziej uzasadnione wydaje się stosowanie zestawów z podkarmiaczami i szukanie wzniesień oraz dołków na dnie zbiornika w dużej odległości od brzegu, jeżeli łowimy w płytkim akwenie albo odnalezienie najłagodniejszego stoku w zbiornikach głębokich i podawanie przynęty w strefę pomiędzy 5. a 8. metrem.
A teraz uwaga generalna, dotycząca wszystkich łowisk - na wodach stojących można łowić z ciężkim koszyczkiem zanętowym przy pomocy bardzo delikatnych "tipów". To tylko kwestia stosowania dłuższego (od 3 m wzwyż) wędziska i odpowiedniego zarzucania zestawu. Rzucamy techniką boczną - szczytówkę umieszczamy nisko, nieco za plecami i jednostajnym, długim ruchem przenosimy ją do przodu, cały czas podnosząc coraz wyżej. Żyłkę puszczamy spod palca wskazującego w momencie najwyższego uniesienia szczytówki (nieco ponad poziomem oczu). Technika ta niczym nie różni się od sytuacji znanej dobrze spinningistom, kiedy przychodzi rzucać blachą cięższą od podanej na kiju wartości masy wyrzutu. Najważniejsze podczas posyłania zestawu do wody jest ograniczenie dynamiki rzutu i zastąpienie jej jednostajnie zwiększającą się prędkością zezwalającą na wykorzystanie siły odśrodkowej. O ile spinningistom nie polecam podejmowania takiego ryzyka, o tyle "pikerzyści" mogą sobie na to pozwolić, gdyż "quiver tip" nie polega wszak na i uporczywym powtarzaniu rzutów.
Żywcowy "piker"
Właśnie w tym miejscu, między jeziorami i kanałami, znajduję najlepsze miejsce, by opisać pokrótce łowienie sandaczy metodą "quiver tip". Można ją stosować na każdym łowisku sandaczowym, takie w rzekach o średnim przepływie.
Nastawienie się na te ryby powoduje konieczność samodzielnego dorobienia dodatkowej, specjalistycznej szczytówki lub używania twardszych wędzisk typu feeder.
Wymienna szczytówka powinna mieć akcję wybitnie sztywną przenoszącą
na wędzisko charakterystyczny dla "pikera" dreszcz. Idealnym rozwiązaniem
jest zastosowanie samodzielnie uzbrojonej końcówki węglowej, ale skrócona
o 1/3 standardowa szklana szczytówka może być stosowana z równym powodzeniem.
Na sandaczowym "tipie" nie powinno być zbyt wielu przelotek - ograniczyć można się do dwóch: szczytowej i przywiązanej powyżej połowy długości przelotki na wysokiej stopce.
Właśnie ta jedna, jedyna przelotka zapewnia najlepsze przeniesienie brania na kij.
Zestaw
jest dość prosty - na żyłce głównej (w zupełności wystarczy 0,23-0,25)
mocujemy długą, trzydziestocentymetrową rurkę obciążoną w obu końcach.
Takie obciążenie zapobiega zaplątaniu się żywca w żyłkę główną. Niektórzy
stosują obciążenie z grubego drutu mosiężnego, na którym przylutowane
są dwie przelotki...
Jeżeli stosujemy rurkę antysplątaniową, to nieco większe obciążenie zakładamy od strony przyponu. Przypon - o "oczko" cieńszy od żyłki głównej - musi być o kilka centymetrów krótszy od rurki i uzbrojony pojedynczym hakiem nr 4-2.
Żywca, najlepiej ukleję, zakładamy na wargę i posyłamy do wody.
"Tip" uczulamy na lekki zwis - w pierwszej chwili żywiec wprawiać go będzie w drgania, ale uspokoi się dość prędko. Żyłkę mocujemy w trzymadełku wykonanym z gumki recepturki lub spinacza do bielizny, tudzież w jakimkolwiek podobnym "patenciku", otwieramy kabłąk kołowrotka i czekamy na pobicie.
Zaznaczy się ono spazmatycznym, pojedynczym dreszczem na całym kiju i wyrwaniem żyłki z trzymadła. Podnosimy wówczas wędzisko z podpórek i bardzo lekko, kładąc palec wskazujący na szpuli, powstrzymujemy wysnuwanie się żyłki, aż do uzyskania kontaktu z drapieżnikiem. Przy odrobinie wyczucia - dzięki "tipowi" - można obserwować wszystkie fazy połykania przynęty. Ryba po pierwszym odejściu zatrzymuje się na chwilę i spokojnie połyka żywca - zaznaczy się to na lipie serią nieznacznych drgań. W chwilę później głębsze wychylenie szczytówki informuje wędkarza, iż żywiec znalazł się w całości w sandaczowej paszczy. I to jest najlepszy moment do zacięcia.
Na sandaczowy zestaw daje się niekiedy skusić sum. Natychmiast po zacięciu możemy się o tym przekonać. Wąsaty drapieżnik walczy inaczej - bardziej zdecydowanie, siłowo. Po kilku sekundach wiadomo z jak wielką rybą mamy do czynienia. I wówczas do wędkarza należy wybór - ciąć żyłkę natychmiast, czy trochę później. Standardowy kij nie nadaje się bowiem do łowienia medalowych sumów, z czym należy się pogodzić i albo przecinać żyłkę, albo połamać wędzisko.
Jeżeli jednak chcemy łowić wielkie sumy metodą "drgającej szczytówki", co jest po prostu wspaniałe i z niczym nie daje się porównać, wtedy musimy wykonać specjalne wędzisko sumowe. Na przykład z dobrej karpiówki.
Poza żywcem równie znakomite, a czasem wręcz lepsze, jest założenie na hak raka. Oprócz sandacza i suma na tak skonstruowanym zestawie zawisa z rzadka węgorz, a czasami nieoczekiwany szczupak czy medalowy okoń.
przypony od 15 cm.
|
|
|