  |
CZTERY PORY ROKU
Tragedie rozgrywające się pod powierzchnią są
rzadko zauważalne. Jedynie na bardzo spowolnionych, niemal stojących
fragmentach rzek - w szerokich ujściach starorzeczy, w cofkach przed
zbiornikami zaporowymi, w połączeniach z kanałami - widać paniczne
reakcje drobnicy.
Bolenie zbliżają się do brzegów dopiero
wówczas, gdy poziom średnich i dużych rzek znacznie się obniży, gdy
pierwszy wylęg rozpleni się na płyciznach. Nie oznacza to, że rapy
zaczynają odżywiać się drobiazgiem niewiele większym od plemnika -
po prostu wylęg zwabia nieco większe rybki.
Od czerwca
jednak regułą są widowiskowe uderzenia boleni w drobnicę. Choć przecież zdarzają się dni, gdy woda przez cały dzień jest cicha i dopiero o zmierzchu zaczyna gotować się od tłukących po wierzchu rap.
Trwać to będzie do końca kalendarzowego
lata, chyba że wrzesień zacznie się od wyjątkowych chłodów. Jednak
nawet i wtedy usłyszeć będzie można owe charakterystyczne "rrra-pach"
w słoneczne dni. Dopóki ukleje oraz inny tegoroczny drobiazg trwać
będzie pod wierzchem, dotąd bolenie pojawiać się będą na wodzie. Niekiedy
uderzenia zakłócą spokój rzeki nawet w drugiej połowie października.
Niezmiernie jednak rzadko bywają to
ataki porównywalne do letnich. Rapy, jak większość drapieżników, doskonale
znają się na ekonomice, przynajmniej tej dotyczącej ich energetycznych
potrzeb.
Wczesnojesienne pobicia
są dużo bardziej precyzyjne, mierzone.
Drapieżnik nie wpada w stado drobiazgu
z szeroko rozwartą paszczęką, nie bije na oślep ogonem, lecz ustawiony
w głębinie celuje w upatrzoną ofiarę. Po wielkości przynęt, na które
reaguje w chłodniejszych porach roku oraz po szczątkach, jakie spotyka
się podczas patroszenia, wyraźnie widać, że wybierane są wówczas raczej
większe sztuki.
Rzadkie są więc głośne pacnięcia o wodę,
na ogół rozpierzcha się tylko drobnica, na powierzchni pojawia się
wir, czasem paszczęka. Rozchodzi się wyraźna fala, pokazuje jeden
lub dwa lejki - jak w wannie, z której spuszcza się wodę - i po chwili
na rzece panuje cisza.
W listopadzie
bolenie zmieniają tryb życia. Z ryb, które polują w ruchu, które aktywnie poszukują zdobyczy zmieniają się w podstępnych zbójców preferujących zasadzki. Wykorzystują przy tym wszelkie możliwości, które daje rzeka. I choć rap nie można dostrzec, to przecież przewidzieć da się, gdzie najpewniej mogą ustawić się w zasadzce.
Na pewno więc w strefie zdecydowanego
nurtu, pod warunkiem jednak, że przy dnie znajdą kryjówki nie wymagające
utraty energii. Głębokie na 2-3 m rynny, którymi rzeka toczy swe wody
nad głazowiskiem lub po płycie iłowej, w której wyżłobiła głębokie
muldy - to miejsca, w których bolenie znajdują przytulisko na chłodne
pory roku. Wystarczy jednak spad wzdłuż kamienistej rafy, podłużna
gliniasta zendra czy ustalona przykosa, by drapieżnik mógł przyczaić
się na rybki porwane przez nurt.
Nie wszystkie takie miejsca zamieszkują
bolenie.
Zimowe czatownie
zwykły bowiem urządzać sobie tam, gdzie mają zapewnione jadło. Przyśpieszenie nurtu musi się więc znajdować poniżej zimowej ostoi drobnicy. I w ten sposób, "wcielając się" w rapę, musi na rzekę spoglądać spinningista.
Jeśli więc wypatrzy długą na kilkadziesiąt
metrów rynnę ze znaczącymi się na powierzchni głazami, to w górze
rzeki znaleźć musi spowolnione ploso graniczące z szybkim nurtem,
który odrywać będzie od zimowego stada drobne rybki i znosić je wprost
na boleniowe paszcze.
Wędkarze, którym uda się zlokalizowanie
boleniowej czatowni przez lata trzymają je w głębokiej tajemnicy.
Nie jest bowiem łatwo namierzyć zimową kryjówkę tych wspaniałych ryb.
Jeśli to się uda, wówczas od listopada można na pewniaka pójść nad rzekę po wędkarską
przygodę. |
|
|