 |
TYLKO SPOKÓJ...
Uciekając rapa odjeżdża na otwartą wodę, nie
wyskakuje, nie robi młynków. Jeżeli tylko wędkarz zachowa spokój i
zadba o precyzję w ustawieniu hamulca oraz nie zniży niepotrzebnie
szczytówki, to po kilku minutach może być pewien zwycięstwa.
Boleń uznawany jest za rybę szybko słabnącą,
mało wytrzymałą. Jest to prawda jedynie do pewnego stopnia, czy raczej
do pewnej wagi ryby. Trzykilogramowa sztuka może walczyć nawet kilkanaście
minut, kilkakrotnie uruchamiać terkotkę hamulca, mocno wyginać kij
i spowodować niezgorszy ból ramienia. Jednak po powstrzymaniu pierwszego
odjazdu na ogół daje się prędzej czy później doprowadzić do ręki czy
podbieraka.
Sam hol także jest widowiskowy.
Po pierwszym szaleństwie
rapa wychodzi do wierzchu, jednak nie ma w zwyczaju - jak np. jaź - chlapać się czy kręcić wokół własnej osi. Walczy tuż pod powierzchnią. Bardzo wyraźnie widać przy tym płetwę grzbietową, niekiedy wierzch ogonowej. Potężne machnięcia ogona przyginają wędzisko, żyłka gwiżdże przy najlżejszym wietrze.
Poza pierwszą fazą holu zdarzają się
sytuacje niebezpieczne. Na długiej żyłce boleń próbuje pozbyć się
przynęty poprzez rozwinięcie niesamowitej prędkości. Gna na oślep.
W ciągu dwóch, trzech sekund potrafi umknąć kilkadziesiąt metrów w
bok. Pamiętam, jak na jednej z główek w Nowym Dworze Mazowieckim boleń,
który skusił się na dużą obrotówkę o kilkadziesiąt metrów od mojego
stanowiska, pognał jak błyskawica w lewo... Zarył się w piach przykosy,
wyskoczył na nią, majtnął się kilka razy, spiął z haka i wpadł na
powrót do wody.
Nie zawsze jednak uderzenia bolenia
bywają tak dynamiczne. Już pod koniec maja rapy podchodzą
pod same burty
i właśnie tam warto je wówczas łowić. Woda jest jeszcze wyraźnie podwyższona, kamieniste lub faszynowe umocnienia zalane. Nad nimi gromadzi się drobnica. Z głębi przy kancie często wypadają bolenie.
Wielu specjalistów radzi, by przynętę
prowadzić w takich sytuacjach z prądem, bardzo szybko. Mają rację,
pobicia zdarzają się chyba częściej niż przy prowadzeniu w poprzek
nurtu czy pod prąd. Są także bardzo silne.
Można jednak bolenie w takich okolicznościach
łowić spokojniejszą metodą. Posyła się obrotówkę bądź pływającego
woblera
daleko na rzekę,
wybiera luz żyłki i pozwala się przynęcie spłynąć po łuku ku burcie. Dość często rapa atakuje w momencie zbliżenia się wabika do brzegu. To także są uderzenia silne i zdecydowane...
Po osiągnięciu nurtu przybrzeżnego przynętę
prowadzi się pod prąd bardzo powoli, z krótkimi i częstymi zatrzymaniami.
I do takiej wychodzą bolenie. Jakże jednak inaczej niż do prowadzonej
tradycyjnie. Bywa, że śledzą ją przez kilka metrów - na wodzie pojawia
się wówczas wyraźny odkos wywołany przez grzbiet drapieżnika. W końcu
albo rezygnuje i odpływa, albo decyduje się na delikatne wessanie
błystki od tyłu, z prędkością nieco większą od przynęty. Zaznacza
się to wyprostowaniem szczytówki, leciutkim oporem, dreszczem - zupełnie
jak w czasie "gumkowych" brań sandaczy.
Na reakcję wędkarz ma maleńką chwilkę
- jeśli natychmiast nie zatnie ryby, ta wypluje przynętę i tyle ją
będzie widać. |
|
|